obywatelle (she/her)

  • 32 Posts
  • 68 Comments
Joined 4 years ago
cake
Cake day: July 28th, 2020

help-circle







  • Nie musisz robić audytu. Wystarczy spojrzeć samą konstrukcję badania. I to już pomijając fakt, że badania z paneli internetowych są całe gówno warte, ja też na bezrobociu ciągle wypełniałam Ariadnę czy Reaktor Opinii tylko po to żeby dostać jakieś drobniaki. Próba też jest niewystarczająca, ale pomińmy to. Uznajmy, że nie było tych informacji, a badanie było normalnym, rygorystycznym sondażem zrobionym metodą CAPI czy CATI, p było prawidłowe i w ogóle.

    Takie badanie wciąż można łatwo zmanipulować.

    Masz tam zadane pytanie o to, czy zdaniem pana/pani świadczenie powinno być… i tutaj masz pełne pole do manipulacji opcjami.

    Za każdym razem kiedy zadajesz pytanie sondażowe, które z natury rzeczy musi być pytaniem zamkniętym, musisz dobrać odpowiednie sugestie odpowiedzi. W teorii sugestie te powinny być jak najbardziej pełne, brzmieć w miarę możliwości neutralnie i pokazywać całe spektrum możliwości. W idealnym świecie te sugestie powinny pochodzić też z wiedzy np. z badań jakościowych, które powinny prawidłowo zidentyfikować rodzaje tendencji. Nie powinniśmy pytać respondentów o poglądy, o których nie wiemy nawet czy istnieją w sferze publicznej (“czy chciałby pan, żeby gumowe zielone krasnoludki też pobierały 800+?”). Wtedy czynimy nieintencjonalną sugestię do badanego, że w ogóle taka opcja istnieje i zaburzamy strukturę wyników.

    Są sondaże które spektrum odpowiedzi celowo zawężają, bo chcą np. zbadać tylko jedną tendencję (np. “czy uważasz że 800+ powinno być zlikwidowane czy utrzymane”, tertium non datur) - wtedy odpowiedzi są zwykle na korzyść dominującej tendencji. I tutaj badania zawsze pokazywały, że ludzie są w przytłaczającej większości za świadczeniem. Gdyby było więcej odpowiedzi “nie wiem”, byłoby zasadne żeby spróbować rozpoznać tendencje, ale znów - najpierw powinno to się odbyć na gruncie badań jakościowych.

    Za to każde poszerzanie spektrum odpowiedzi i wprowadzanie różnych odcieni szarości w zagadnieniu to zaproszenie do większego rozbicia wyników. Niby ładnie to wygląda, bo responder dostaje więcej opcji do wyboru, traktujesz go niby podmiotowo, tylko tu jest zawarty trik. Jak wspomniałam wcześniej, wsadzenie jakiejś sugestii w odpowiedzi może powodować chęć zakreślenia tej opcji, nawet jeśli sugestia jest absurdalna. Bierze się to z faktu pewnego autorytetu badań: skoro badacz uznał za stosowne umieszczenie jakiejś opcji w ankiecie, to kim jest badany żeby potwierdzać jej prawdziwość? A skoro taka opcja w badaniu pojawia się na stole, to może, no właśnie, kurde, coś w tym jest?

    W tym przypadku trik polega na tym, że wybrana sugestia odpowiedzi faktycznie odzwierciedla istniejące tendencje. Są ludzie, którzy chcieliby ograniczenia świadczeń. Ale z bardzo różnych powodów. I te powody w ankiecie ujęte już nie są. Nie użyto też narzędzia zwanego kafeterią (“w skali od do 10, jak bardzo zgadzasz się z tym zdaniem…”), żeby zmierzyć nasilenie tendencji, tylko wpuszczono w badanie bombę w postaci testu jednokrotnego wyboru.

    Większość ludzi nie ma jasno sprecyzowanych poglądów. Nawet na kwestie które ich dotyczą. Spytajcie ich czy sami powinni otrzymywać 800+, to jest jakaś szansa że odpowiedzą wam co serio teraz czują, chociaż i tu byłabym ostrożna bo kulturowe czynniki będą zawsze brać górę. Ci, którzy dziś tego świadczenia nie dostają, mogą się unosić dumą, że “nigdy by nie wzięli”, ale jak urodzi im się dziecko… Ci, którzy biorą świadczenie dzisiaj mogą wam powiedzieć że “wcale nie jest ono potrzebne”, ale i tak je biorą, no bo “głupi by nie wziął proszę pana”.

    Dlatego tak wielką rolę grają badania jakościowe, bo one pozwalają zrozumieć to, co ludzie myślą o danych rzeczach na różnych etapach i jak to uzasadniają. Pokazują nam świat wartości. Wiemy z wielu z nich przecież, że część ludzi jest za tym, żeby świadczenie nie należało się bogatym. Że powinien być próg dochodowy. Czy mamy taką opcję w ankiecie? Nie. Czy wiemy ile osób dziś tak myśli? Nie.

    Przykro to pewnie słyszeć klasycznym socjologom, ale ja na chwilę obecną badania ilościowe kompletnie bym zdelegalizowała, a już na pewno ich sondażową odmianę. Praktycznie od zawsze były one narzędziem inżynierii społecznej i probierzem tendencji dla władzy - utrwalając chwiejne i zmienne nastroje społeczne w spiżu za pomocą raportów z słupkami i wykresami, politycy łatwo wymigali się od kształtowania odpowiedzialnej i dalekosiężnej strategii na rzecz reaktywności wobec zmieniających się co tydzień zapatrywań.









  • Granice między tymi pojęciami nie zawsze są ostre. Rozmysł nie musi być zimny. Wystarczy celowość. Jeśli kłócisz się z kolegą i “emocje cię ponoszą” i w następstwie go zabijasz, to możesz się próbować oczywiście tłumaczyć działaniem w afekcie, bo jest za to mniejsza kara, ale nie zmienia to faktu że najczęściej podejmujesz dość świadomą, umotywowaną decyzję, żeby kogoś zabić. Można roztrząsać czy byłeś wtedy poczytalny, odnosić to do całej twojej historii, ale no trzeba tez mieć z tyłu głowy że po prostu nie kontrolujesz swoich emocji. Działanie “w afekcie” też może być celowe.

    Oczywiście aktualnie sprawca rżnie głupa, że miał rzekomo tak srogą delirkę, ale to gra na użytek procesu. Śledczym będzie dość łatwo dojść do wniosku, że skoro temperatury sporów tych panów bywały tak gorące i szły rękoczyny, to nie mamy do czynienia z jakimś przypadkowym, niezamierzonym działaniem, tylko z pewną dozą premedytacji. Sama jestem z alkoholowego środowiska i też trochę liznęłam tematu - trudno o taką psychozę alkoholową która nanosi wizerunek jakiegoś obiektu na osobę z którą pijesz. Trudno też o całkowite wykluczenie świadomości w momencie, w którym jesteś dość kompetentny żeby kogoś dźgnąć, ale rzekomo nie dość kompetentny żeby nie wiedzieć czy masz do czynienia z człowiekiem. No i niby czemu reakcją na pojawienie się głowy dzika w miejscu głowy kolegi nie jest paniczna ucieczka, tylko atakowanie groźnego drapieżnika widelcem? xD

    To po prostu kreatywne podejście do obrony po tym jak się nawywijało. A przypadek taki jak tysiące z cyklu “ona sama mi na ten nóż naszła” albo “wysoki sondzie no on takie rzeczy mówił o mojej matce że kurwa nie wyczymałem”.


  • “Ten problem dobrze obrazuje sytuacja z początku roku. Media obiegła wtedy wiadomość, że na stanowiskach starszego inspektora policji oraz sprzątaczki w Komendzie Wojewódzkiej Policji w Radomiu oferowano dokładnie tę samą pensję (minimalną): 4242 zł brutto. Zarówno inspektor, jak i sprzątaczka mogli liczyć na dodatek za wysługę lat, ale różnice w wymaganiach i kwalifikacjach nie przekładały się na różnice w wynagrodzeniu.”

    Czy ja znajdę jakikolwiek tekst w libkowych mediach który nie będzie robił problemu z faktu że pracownicy fizyczni, dźwigający na sobie ogromną odpowiedzialność i zwykle traktowani jak powietrze, zarabiają normalne pieniądze??? Czy zawsze musi dochodzić do tego rodzaju >>kontrastowych<< zestawień, które ujawniają jedynie uprzedzenia autora???

    Proponuję autorce żeby sobie trochę posprzątała na etacie. Zobaczy jak lekkie i “niewymagające kwalifikacji” to zajęcie.


  • Ale tu prawie nie ma o tym słowa. Zalało całe miasto - Głuchołazy lokowano w 1225 r - tu się nie da całej przyczyny powodzi sprowadzić do jednego czynnika. Autorka pisze też u siebie o roli jaką odgrywa spływająca woda z dróg zrywkowych w masywie Śnieżnika, o wałach które postawiono tuż obok nieużytków i przede wszystkim o regulacjach rzek zwiększających tempo przyrostu fali przepływowej. Na fotce z czerwonymi kropkami widać to, co ona nazywa mega akumulacją - odnosi się do piasku, którego namuły ewidentnie pochodzą z górskich dróg wyjeżdżonych przez maszyny leśnicze.

    Mam wrażenie że wszyscy rzucili się na temat zabudowy na terenach zalewowych jak na jedynego winowajcę całej sprawy, ale jeśli ktoś kiedyś był na Dolnym Śląsku czy w Kotlinie Kłodzkiej to wie, że problem jest wielokrotnie złożony, bo tam jest masa niezasiedlonych terenów (albo pól uprawnych), które i tak nie służą jako zalewowe, bo często chronią je niepotrzebnie wały, tamy i zbiorniki. Owszem, problem zabudowy jest, istnieje, ma swoje znaczenie, nie wpływa korzystnie na retencję i tak dalej, ale to IMO raczej łatwy cel dla opinii publicznej.

    Z tej analizy wynika dla mnie jasno, że głównym winowajcą są modyfikacje sprzyjające szybszemu spływowi wód, czyli właśnie nadmierne regulacje rzek - w Głuchołazach mamy do czynienia ze skanalizowanym korytem Białej Głuchołaskiej, która może w każdej chwili wybić ze studzienek. To właśnie pruskie dziedzictwo myśli hydrotechnicznej kierowało się w stronę regulowania wszystkiego i wszędzie - fakt że nie zasiedlano wtedy wielu terenów rozlewisk brał się jednak z tego, że nie było jeszcze takiej potrzeby, bo przestrzeni w XIX wieku było do dyspozycji więcej. A dlaczego? Bo w ramach kolonizacji wcześniej osuszano mokradła, co też niekorzystnie wpłynęło na retencję, ale dawało miejsce do rozbudowy miast. Gdyby te opiewane wszem i wobec czasy pruskie trwały do dzisiaj, cała zlewnia Odry byłaby już pewnie wybetonowana i obwarowana pancernymi wałami żeby zrobić miejsca dla hołubionych wtedy INWESTYCJI. A dla wody to małe znaczenie czy na terenie zalewowym buduje się Kowalski czy Schmidt stawia fabrykę/elektrownię wodną.

    Poza tym odczytuję konkluzję autorki też mocniej pesymistycznie: nie da się przygotować na taki rodzaj opadu i ochronić wszystkiego, zapewne nawet przy ewentualnym spełnieniu większości dobrych standardów z XXI w. Katastrofa klimatyczna może zrewidować takie pojęcia jak “opad tysiącletni” czy “pięćsetletni”. Aktualnie szykuje się już drugi niż genueński, tym razem idzie bardziej na Podkarpacie, według prognoz może się rozpadać na dobre nad Serbią. A co by było, gdyby znów “spuścił ładunek” w tym samym miejscu? Najlepsze środki ochrony mogą nie zapobiec katastrofom.




  • Naprawdę myślisz że jesteś niesamowicie oryginalny i wyjątkowy. Zdradzę ci coś - nie jesteś. :) Spotkałam twoje literalne klony, jeden z nich nawet przez chwilę tu siedział. Ta sama pretensjonalna ekspresja, linkowanie do Wikipedii i przekonanie, że w ogóle ma się na tyle wartościowe rzeczy do powiedzenia żeby zabierać komuś tyle czasu na rozszyfrowywanie ich kryptycznej formy.

    Komunikacja jest bardzo istotną kwestią dla mnie - jeśli przemawiasz z wysokiej katedry, próbując sztucznie napompować swoje wypowiedzi niepotrzebnymi linkami do słownikowych haseł objaśniających dość oczywiste i pospolite terminy i nie próbując nawet dostosować formy wypowiedzi do możliwości potencjalnego rozmówcy, jest to jasny sygnał że masz swoich odbiorców za potencjalnych głupków. I w sumie to masz, widać to. Balansujesz tylko między brandzlowaniem się przed nimi własną zajebistością, a próbą pyrgania ich kijkiem i “objaśniania im świata”. W dodatku ciągle robiąc odnośniki do polskiej Wiki, która jest w dużej mierze tworzona przez ludzi z potężnym odchyłem w stronę prawicowo-konserwatywną, bo takie też osoby przeważają w polskiej moderacji i administracji.

    Nie ma to znaczenia gdzie odpisałeś: zbierało mi się już od dawna, ale z reguły sobie odpuszczałam. To, kiedy coś wywoła u mnie reakcję, jest dość losowe.